Podróż na Wschód i pobyt w klasztorze maronitów w Ghazir miały przełomowy charakter w biografii duchowej i artystycznej poety. Ich owocem okazał się nie tylko Anhelli, ale także – z czasem – Król-Duch, należący do najważniejszych wypowiedzi poetyckich Słowackiego. Do postaci Anhellego powrócił jeszcze w utworze I wstał Anhelli… z grobu… za nim wszystkie duchy… (1848). Rozpoczęta w stanie kryzysu egzystencjalnego i artystycznego podróż doprowadziła poetę do odkrycia swojego powołania jako głosu narodu nie tylko cierpiącego, ale także walczącego o tożsamość. Podróż na Wschód Słowackiego to także obraz człowieka w nieustającej wędrówce, wiecznej pielgrzymce, w której drogę oświetla nadzieja.

Juliusz Słowacki na koniu, rysunek Władysława Podkowińskiego według szkicu Zenona Brzozowskiego z 1837, Muzeum Literatury w Warszawie

Juliusz Słowacki

Testament mój

Żyłem z wami – cierpiałem i płakałem z wami.
   Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny.
Dziś was rzucam i dalej idę w cień – z duchami –
   A jak gdyby tu szczęście było – idę smętny.

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica
   Ani dla mojej lutni – ani dla imienia –
Imię moje tak przeszło jako błyskawica
   I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,
   Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode,
A póki okręt walczył – siedziałem na maszcie,
   A gdy tonął – z okrętem poszedłem pod wodę…

Ale kiedyś – o smętnych losach zadumany
   Mojej biednej ojczyzny – przyzna, kto szlachetny…
Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,
   Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
   I biedne serce moje spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą:
   Tak się matkom wypłaca świat – gdy proch odniesie…

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
   I zapiją mój pogrzeb – oraz własną bidę…
Jeżeli będę duchem – to się im pokażę,
   Jeśli Bóg uwolni od męki – nie przyjdę…

Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei
   I przed narodem niosą oświaty kaganiec,
A kiedy trzeba – na śmierć idą po kolei,
   Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec…

Co do mnie – ja zostawiam maleńką tu drużbę
   Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę…
   I zgodziłem się tu mieć – niepłakaną trumnę…

Kto drugi… tak bez świata oklasków się zgodzi
   Iść… taką obojętność, jak ja, mieć dla świata,
Być sternikiem duchami napełnionej łodzi
   I tak cicho odlecieć – jak duch, gdy odlata?

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
   Co mi żywemu na nic… tylko czoło zdobi –
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
   Aż was, zjadacze chleba – w aniołów przerobi.

[1839–1840]

Juliusz Słowacki, Testament mój – rękopis na kartach Album rysunkowego z podróży na Wschód (Biblioteka Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu)

Juliusz Słowacki, Testament mój – rękopis na kartach Album rysunkowego z podróży na Wschód (Biblioteka Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu)