Klasztor Betcheszban, rysunek ołówkiem Juliusza Słowackiego z Raptularza wschodniego (Rosyjska Biblioteka Państwowa w Moskwie)
Więc przez miesiąc lub dwa zamierzam udać się do klasztoru Bet-chesz-Ban. Tam będę pędził życie samotne, do szwajcarskiego podobne – towarzystwem moim będą zakonnicy ormiańscy i jeden malarz rzymianin, który do kościoła maluje obrazy. Miejsce, które obrałem na odpoczynek, jest jedno z najładniejszych w Syrii. Spodziewam się, że mi bardzo będzie przyjemnie spędzić trochę czasu w zaciszy na rozmyślaniu.
List Juliusza Słowackiego do matki, 17 lutego 1837, Bejrut
Grupa druzów, rysunek ołówkiem Juliusza Słowackiego z Raptularza wschodniego (Rosyjska Biblioteka Państwowa w Moskwie)
Teraz zjechałem do kraju, w którym najpiękniejsza wiosna: jedne drzewa nie straciły zieloności, drugie się w nią teraz ubierają. Migdały prószą kwiatem, słońce pyszne – słowem, jest to prawdziwie ziemia obiecana. Nie wyruszę z niej, aż za dwa miesiące. Nie pojadę do Konstantynopola, bo mnie to miasto niewiele interesuje; wolę jeszcze poznać się z Libanem i z chrześcijańskim ludem Maronitów…
List Juliusza Słowackiego do matki, 19 lutego 1837, Bejrut
Przepędzałem dnie całe na dumaniu; wieczór szedłem do małego źródła, gdzie dziewczęta wiejskie przychodziły czerpać wodę, i rozmawiałem z nimi po arabsku, a trzeba wiedzieć, że cały mój arabszczyzny zabytek składa się z 200 wokabuł bez spójników i przypadkowych zakończeń. Nieraz matrony syryjskie dawały mi rękę, abym je brał za puls, myśląc, że jestem doktorem; każdy bowiem Europejczyk na wschodzie uważany jest za doktora. To mnie dziwnie bawiło.
List Juliusza Słowackiego do matki, 14 czerwca 1837,
pisany na morzu w drodze z Trypolisu do Livorno
Ojciec Maksymilian Ryłło w stroju arabskim, litografia według rysunku Ludwika Samsona Bulewskiego, 1848, Biblioteka Narodowa w Warszawie
Dzień Wielkiej Nocy przepędziłem w tym klasztorze i przyjechał umyślnie ksiądz jezuita ofiarując mi się za spowiednika. Zrazu nie chciałem tego uczynić, lecz jego przyjacielskie nalegania tyle sprawiły, że wyspowiadałem mu się ze wszystkich grzechów mego życia. Ale kiedy w szarej godzinie poranku uklęknąłem przed nim chcąc wymówić pierwsze słowo, rozpłakałem się jak dziecię, tak mi to przypomniało dawne lata, dawną niewinność, wszystko, od czego mnie potem długie lata oddzieliły… Po skończonej spowiedzi ksiądz wstał, uderzył mię po ramieniu i rzekł: „Idź w pokoju: wiara twoja zbawiła ciebie”.
List Juliusza Słowackiego do matki, 14 czerwca 1837,
pisany na morzu w drodze z Trypolisu do Livorno
Widok na góry z klasztoru Betcheszban, rysunek ołówkiem Juliusza Słowackiego z Raptularza wschodniego (Rosyjska Biblioteka Państwowa w Moskwie)
Widok na góry z klasztoru Betcheszban, akwarela Juliusza Słowackiego z Album rysunkowego z podróży na Wschód (Biblioteka Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu)
Widok na zatokę Dżunija z klasztoru Betcheszban, akwarela Juliusza Słowackiego z Album rysunkowego z podróży na Wschód (Biblioteka Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu)
Choć życie moje w klasztorze przez 45 dni było dosyć niezabawne, wyjeżdżając z niego uczułem dziwną tęsknotę. Ja miałem przed sobą podróż i włóczęgę, ci spokojni zostawali w swoich celach. Dziwnie zazdrościłem im jednostajności życia. Nie zapomnę nigdy wrażenia, jakie uczyniło na mnie ostatniego ranka, kiedym się obudził, stuknienie do drzwi, które rozbudzało śpiących po celach zakonników. Tak było tego poranku, tak miało być jutro, tak zawsze dla nich – a ja wyjeżdżałem do Bejrutu, gdzie miałem wsiąść na okręt i ruszać do Europy, gdzie nikt na mnie nie czeka, gdzie się ja niczego nie spodziewam. Siadłem na koń – przewodnicy i muły z rzeczami szły za mną […]. Obejrzałem się – byłem na dole, klasztor rysował się na niebie, a na dachu klasztornym płaskim stały małe czarne figurki. Byli to księża, którzy mnie oczyma przeprowadzali.
List Juliusza Słowackiego do matki, 14 czerwca 1837,
pisany na morzu w drodze z Trypolisu do Livorno